piątek, 31 sierpnia 2012

7.

Ciągle nie mogę spać. Wzięłam trazodon, ale nie wiem, czy mi pomoże. Poprzedniej nocy nie spałam ani minuty.

Patrząc logicznie na mój stan, muszę iść do psychiatry. Ale nie chcę znowu brać leków, które tylko pozornie pomagają. Jeśli mam sobie psuć wątrobę, to wolę to robić w inny, przyjemniejszy sposób. Pewnie i tak wrócę do wenlafaksyny, jak tylko zacznie się na dobre rok szkolny, przygotowania do matury i inne chujostwa. 

Obiecałam, że dożyję matury i zamierzam tego słowa dotrzymać. A potem... potem niech się dzieje, co chce. Znajdę pracę, zarobię na heroinę i spełnię swoje marzenie o śmierci w szczęściu. Taką mam przynajmniej nadzieję. Nie chcę studiować, nie chcę dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Czas na mnie, nic mnie na tym świecie nie trzyma. Jeśli T. żyje, nigdy nie wybaczę sobie i jej tego, jak się skończyła nasza znajomość. Sobie, bo nigdy jej niczego o mnie nie powiedziałam, a jej, bo się nawet ze mną nie pożegnała. Nie wysłała mi nawet jednego krótkiego maila, chociaż z pewnością wiedziała, jak bardzo mnie poruszy to, że nigdy więcej sięnie spotkamy.

Co mi teraz pozostaje? 

Chyba szukanie pocieszenia u innej, co już próbowałam zrobić tydzień temu. Nie wyszło tragicznie, ale dowiedziałam się, że seksu z tego tak od razu nie będzie, więc stwierdziłam, że nie chce mi się w to pchać. Nie chcę się z nikim wiązać, miałam po prostu ochotę na tamtą dziewczynę, a ona źle mnie zrozumiała. Dobra, może nie mam uczuć, ale naprawdę potrzebuję się teraz do kogoś zbliżyć. Do kogokolwiek. Pojutrze impreza, może coś wskóram, kto wie.

Tamten piątek dodał mi sporo pewności siebie: nie dość, że próbowałam coś z tamtą, to jeszcze inna mi prawiła komplementy, a jej siostra powiedziała, że byłabym jej dziewczyną idealną, jeżli ona sama byłaby homo. Nigdy wcześniej nie miałam takiego brania, nie wiem, co się stało, chyba było po mnie widać, jak bardzo jestem zdesperowana, innego wyjścia chyba nie ma.

Ciekawe, czy dziś zasnę.

czwartek, 30 sierpnia 2012

6. Nie mogę tak dłużej.

Nie, nie umiem pisać regularnie.

Wszystko się spierdoliło. WSZYSTKO.

Jedna z najbliższych mi osób ma nowotwór, a T. wyjechała z kraju albo się zagłodziła. Do tego wszystkiego mam lęki i depresję, nie jestem pod opieką żadnego lekarza ani psychologa. Prawie codziennie piję, już chyba koda była lepsza, pewnie do niej wrócę po wakacjach.

Nie wiem, co robić, nie wiem, jak (i czy) żyć. Najchętniej skołowałabym sobie gram kompotu i walnęła złoty strzał.

To już nie jest życie ani nawet egzystencja. Obiecałam, że przeżyję do matury, a potem niech się dzieje, co chce. Ale nawet nie mam tyle forsy, żeby się zaćpać, a inna forma samobójstwa mnie nie interesuje.